COVID i ja Państwo Ramionowie

Przedstawiamy ostatni odcinek naszego cyklu o tym, jak mieszkańcy naszej społeczności radzili sobie z chorobą. Mieliście okazję zobaczyć, że COVID nie wybiera. Nie zważa na wiek, aktywność fizyczną czy zajmowane stanowisko. Warto z tych opowieści wyciągnąć odpowiednie wnioski.
Roman Ramion
– COVID kojarzy mi się z dużym cierpieniem, jakiego doświadczyliśmy wspólnie z małżonką, z dużym zagrożeniem naszego zdrowia a szerzej z dużym, niekontrolowanym zagrożeniem dla naszej cywilizacji. Używam takiego określenia, że jest to kolejna III Woja Światowa, która bez jednego wystrzału z karabinu czy armaty – dziesiątkuje naszą populację. Na początku epidemii byłem absolutnie po stronie tych, którzy nie dawali wiary, że cokolwiek nam grozi. Nie wierzyłem, że to do nas dotrze. Sprawa dotyczy raczej Azjatów, którzy z racji smogu chodzą w maseczkach i są szczególnie wyczuleni na ochronę górnych dróg oddechowych.
Życie całkowicie zweryfikowało poogląda Pana Romana. Zakażenie przyszło na początku marca 2021 podczas tzw. 3 fali Pandemii.
– Pamiętam dokładnie ten dzień. Wyjechaliśmy z żoną do Trójmiasta. Rano nie było żadnych symptomów choroby, ale w drodze powrotnej nie najlepiej prowadziło mi się samochód. Czułem się obalały i bardzo zmęczony. Powiedziałem żonie, że chyba łapie mnie jakieś przeziębienie. Jednak następnego dnia, kiedy samopoczucie jeszcze się pogorszyło powiedziałem do małżonki, że to może być COVID.
Pani Krystyna zareagowała bardzo pragmatycznie. Przycisnęła męża, aby szybko skontaktował się z lekarzem rodzinnym. Dalej sprawy potoczyły się szybko. Pani Krystyna wspomina:
– Moje samopoczucie też się pogorszyło. Po powrocie z Gdańska następnego dnia wieczorem oboje zgłosiliśmy się na test do Izby Przyjęć miasteckiego Szpitala. U męża test wyszedł pozytywny u mnie negatywny. Obraz z tomografu nie wzbudzał niepokoju i wróciliśmy do domu.
Dopytaliśmy, jak mogło dojść do zakażenia. Okazuje się, że 2 osoby ze służbowego otoczenia Pana Romana również zachorowały. Po dwóch dniach Pani Krystyna poczuła się znacznie gorzej. Zapewne zakaziła się od męża. Jednak jej choroba miała gwałtowniejszy przebieg. Kolejna wizyta na Izbie Przyjęć, pozytywny wynik testu, badania i w ich wyniku Pani Ramion trafia na Oddział COVID Szpitala w Miastku. Tymczasem małżonek dalej leczył się w domu. Sądził, że choroba nie może już bardziej mu dokuczyć.
– Wszystkim mówię, że to był największy błąd jaki zrobiłem. Leczyłem się w domu przez 5 dni. Czułem coraz gorzej. Mimo leków silnie gorączkowałem, w nocy miałem bardzo silne dreszcze, które nie pozwalały na sen, a w końcu straciłem węch i smak. Zadzwoniłem do żony, pogadaliśmy i pojawiłem się znowu na Izbie. Badania potwierdziły zajętość płuc i dołączyłem do Krysi na Oddziale COVID. Jej stan się poprawiał i wraz z personelem roztoczyła nade mną opiekę.
W tym momencie rozmowy pojawiło się wzruszenie. Miało ono związek ze wspomnieniami dotyczącymi pracy naszego personelu oraz kontaktów z innymi pacjentami.
– Musimy to koniecznie powiedzieć. Jesteśmy pełni podziwu dla pracy personelu Oddziału COVID na każdym stanowisku. Jest to coś, co trudno opisać. Szczególnie, że ze względu na strój ochronny nie rozpoznajmy osób, które się nami zajmują. Tylko po oczach mogliśmy rozpoznać, czy ta pani była wczoraj na dyżurze. Gdybyśmy chcieli komuś z nich podziękować, uśmiechnąć się na ulicy, to nie wiemy komu. Dziękujemy zatem przy pomocy tego artykułu. To było coś niesamowitego. Cały ten Oddział tzn. personel i pacjenci tworzyli rodzinę, która walczyła z tym samym bardzo groźnym wrogiem. Byliśmy w sytuacji kiedy nie było możliwości kontaktu z bliskimi, ale doświadczyliśmy prawdziwej ludzkiej jedności i solidarności.
Dalej rozmowa potoczyła się w kierunku podziękowań za organizację wszelkich akcji pomocowych na rzecz pacjentów Szpitala:
– Czuć było wielkie wsparcie z zewnątrz. Docierały do nas napoje, słodycze i owoce. Wszystko to było wykładane na jednym stole na korytarzu. Każdy miał siłę mógł po to sięgnąć, każdy kto miał czegokolwiek w nadmiarze odkładał to na stół i dzielił się z innymi. Były wśród nas przypadki ciężkie, było zagrożone życie. Wszyscy słyszeliśmy cierpienie. To solidarność w nieszczęściu jest nie do zapomnienia, choć bardzo trudno jest komuś to przekazać. Żeby to zrozumieć, chyba trzeba to przeżyć.
Dziękujemy wszystkim, którzy nieśli nam wsparcie bez tłumaczenia, jak bardzo było ono potrzebne.
– Przepracowałam w pomocy społecznej prawie 40 lat – mówi Pani Krystyna. Uważam, że społeczeństwo Miastka jest bardzo wrażliwe. Przyznam, że w trakcie pobytu wykonałam jeden telefon do swoich byłych współpracowników z prośba o wsparcie. Odzew był natychmiastowy. Bardzo im za to dziękuję.
Wróćmy do samej choroby. Pan Roman:
– Całe życie byłem aktywny fizycznie. Nigdy nie przypuszczałem, że tak mnie opuszczą siły. Próbowałem w szpitalu zgrywać chojraka i chciałem przejść na badania o własnych siłach. Doświadczony personel na to nie pozwalał. Dobrze wiedział, że energii starczy ledwie na parę kroków. Idąc do łazienki trzymałem się ścian. Kalkulowałem ile kroków mogę zrobić. Dzisiaj po okresie rekonwalescencji fizycznie czuję się dobrze. Niestety choroba zostawiła pewien ślad. Od czasu do czasu odczuwam pewne zaburzenia równowagi.
Zapytaliśmy, co Państwo Ramionowie zrobiliby dzisiaj inaczej. Padła taka odpowiedź:
– Chyba nic. Od pewnego momentu byliśmy przekonani, że to choroba niezwykle groźna. Starliśmy się uniknąć zakażenia. Nie udało się. Tak bardziej ogólnie możemy powiedzieć, że COVID nie ma litości dla funkcji społecznych, stanowisk, barw politycznych, a dzisiaj okazuje się że i wiek nie jest tak ważny. Dlatego bardzo ważne jest mówienie prawdy. Irytują nas wszelkie próby upolitycznienia pandemii. Trzeba się wyzbyć wszelkiej propagandy i zjednoczyć wokół tej sprawy. Po prostu nie ma nic ważniejszego. Zarówno my, jak i nasze dzieci gorąco wszystkich zachęcamy do szczepienia.