COVID i ja – Tomasz Śmietana

Pora na kolejną opowieść pacjenta naszego Oddziału COVID.
Tomasz Śmietana, lat 42 bardzo dokładnie pomięta poniedziałek 23.11.2020 r. Pogoda nieciekawa, wietrznie i co chwila zacinający deszcz.
– Moja praca polega na tym, że co chwila jestem raz w samochodzie, raz w ternie. Przemokłem, ale to nic nowego. Dotąd choroby mnie omijały. Nie wiedziałem co to jest gorączka. Nigdy nie chorowałem na grypę. Jednak w południe poczułem się gorzej. „Przewiało” mnie pomyślałem, ale pojechałem jeszcze w kilka miejsc. Po godz. 14 zajechałem do domu, zrobiłem trochę papierów, po czym przyszła pora obiadu, który jakoś nie bardzo mogłem dokończyć. Pomyślałem wtedy o jakimś zatruciu pokarmowym, ale żona podała mi termometr i namawiała do pomiaru, bo to nigdy nic nie wiadomo. No i proszę 38,8°C . Nigdy nie miałem tak wysokiej temperatury.

Następnego dnia Pan Tomasz wziął urlop. Zaopatrzył się w popularne leki przeciwgrypowe, zażył je i oczekiwał szybkiej poprawy. Jednak sytuacja nie uległa zmianie. Nie miał apetytu a temperatura ciała nie spadała. Postanowił przedłużyć swój urlop do piątku, bo najdalej do niedzieli na pewno wszystko przejdzie. Mijały kolejne dni. Poprawy nie było.

– Byłem osłabiony i cały czas miałem wysoką temperaturę. Poza tym żadnych innych objawów. Żadnego kaszlu czy bólu mięśni. Nie stwierdziłem utraty węchu i smaku. No to co mi jest? Lekarz rodziny skierował mnie na test w kierunku COVID-19. W sobotę go zrobiłem – wynik pozytywny. Żona miała wynik negatywny. Piętrowy dom pozwolił mi na odizolowanie się od rodziny, którą od tej pory widziałem tylko w drzwiach, przy okazji podawania mi posiłków. Lekarz zapisał mi leki przeciwgorączkowe. Zadziałały, temperatura spadła poniżej 38°C i od poniedziałku zacząłem czuć się lepiej. Niestety poprawa była krótka, bo po południu dopadł mnie kaszel, a oddech stawał się coraz płytszy.

We wtorek Pana Tomasza odwiedziła znajoma pielęgniarka, która uświadomiła mu dość dokładnie zagrożenia i namawiała do szybkiego wezwania karetki. Dzięki jej radzie rodzina zaopatrzyła się w pulskoksymetr.

– Zmierzyłem saturację krwi. Wynik 86%. Nie było na co czekać. Zadzwoniłem po karetkę. Dyspozytor odmówił przyjazdu. We środę wieczorem, wykonałem telefon bezpośrednio do Szpitala w Miastku i po 9 dniach od pierwszych objawów, pojechałem na tamtejszą Izbę Przyjęć. Zrobiono mi tomografię płuc i po zapoznaniu się z wynikami, lekarz stwierdził:

– Dobrze, że Pan do nas trafił. Jeszcze dzień, dwa i byłoby za późno. Ponad 50% zajętych płuc.
– Oj, dało mi to do myślenia. Szybko trafiłem na Oddział COVID Szpitala w Miastku, gdzie od razu podano mi leki i poddano tlenoterapii. Pierwsze 3 dni były jeszcze kryzysowe, ale potem mogłem już swobodniej oddychać. Otrzymałem też osocze ozdrowieńców. Miałem jednak poważne problemy ze snem. Wydawało mi się, że przez pierwsze dni w ogóle nie zmrużyłem oka. Bardzo trudno jest zapomnieć dźwięki aparatury medycznej monitorującej stan pacjentów. Bardzo dużo czytałem – na Oddziale była mała biblioteczka.

Nasz bohater spędził w Naszym Szpitalu równe dwa tygodnie. Jego stan systematycznie się poprawiał. Mimo ciężkiego stanu jego pogodne usposobienie miało pozytywny wpływ na innych chorych. Przypadek sprawił, że na 3 osobowej sali znaleźli się pacjenci w podobnym wieku, których choroba zaczęła się w podobny sposób. Ktoś „przeziębił się” podczas prac ogrodowych, ktoś leżąc na posadzce i naprawiając samochód. Panowie stanowili zgrane trio i z tego co wiemy do dzisiaj podtrzymują kontakt.

– Trafiłem na fajnych gości. Zaraz po wyjściu ze szpitala informowaliśmy się o postępach w naszym powrocie do zdrowia i ewentualnych zagrożeniach, jakie mogą jeszcze wystąpić. Muszę jednak wspomnieć o samym personelu Oddziału. Byłem mega zaskoczony, mega poruszony, podziwiałem wszystkich, który w tych covidowych strojach wykonuje swoją pracę. Pocąc się w cienkiej koszulce nawet nie chciałem sobie wyobrażać, jak przez wiele godzin się męczą się w tych kombinezonach, rękawiczkach, goglach i przyłbicach. Mam też osobne podziękowania dla pracowników szpitalnej kuchni. Jedzonko było wyśmienite.

Pan Tomasz opuścił Nasz Szpital w połowie grudnia 2020r. To specyficzny czas przygotowań do Świąt Bożego Narodzenia. A te Święta zapowiadały się inaczej niż zwykle. Dlaczego?

– W Szpitalu jest bardzo dużo czasu na myślenie. Pewnie nie będę oryginalny kiedy powiem, że pewne rzeczy sobie przewartościowałem. Świąteczne i nie tylko – życzenia „szczęścia, zdrowia, pomyślności” to już tylko formułka. Teraz słowo zdrowie ma dla mnie zupełnie innym wymiar. Dla mojej rodziny i dla mnie – nie ma nic ważniejszego. Dlatego zrobiłem kolejne badania przypisane do mojej grupy wiekowej. Chciałbym w możliwie najlepszej kondycji cieszyć się życiem rodzinnym i podziwiać las, który jest moją największą pasją.
Nigdy nie przypuszczałem, że kogoś takiego jak ja, może dopaść tak ciężka choroba. Zdrowo się odżywiam, nie palę i nie paliłem papierosów. Spędzam mnóstwo czasu na świeżym i wyjątkowo czystym powietrzu. A jednak COVID tego nie uszanował.
Szczepicie się! Zdrowia, zdrowia, zdrowia i odporności, tego Państwu życzę.
Tomasz Śmietana.